Nie każda sobota ma być tylko słodyczami i bajką w tle. Czasem to powinna być opowieść, którą dziecko zapamięta na lata. Jak raz przyjechałem do Ustronia z chrześniakiem, to nie szukałem standardu. Chodziło o to, żeby był ten moment "wow", który później opowie rodzicom z błyskiem w oczach. Tylko że zanim się zacznie planować, trzeba wiedzieć: co ma sens, na ile to dla jego wieku, i czy znajdę obiad, który zje bez marudzenia.
Niektóre trasy wokół Ustronia przypominają mini-expedycje. Z tablic informacyjnych dzieciaki faktycznie coś wyciągają, bo wszystko dotyczy realnych, lokalnych historii, zwierząt i roślin, które tu widzą. Jedna pętla trwała około godziny z przerwą na baton i śmieszne zdjęcia przy wielkiej sosnie. Idealna okazja, żeby dorzucić trochę opowiastek o przyrodzie bez nudzenia.
Niektóre szlaki prowadzą blisko potoków, więc jest bulgot, chłód i błoto (które da się zetrzeć). Wstęp wszędzie za darmo, a poziom trudności dla dzieci 7+. Jeśli chce się dowiedzieć, gdzie dokładnie wejść, można zagadać któregoś z emerytów przy rynku. Oni wiedzą.
Termy w okolicach mają świetne strefy zabaw, ale prawdziwe złoto to zjeżdżalnie z basenem szerokim jak pole. Pokój z falami był furorą, zwłaszcza że leciała muzyka i były podświetlane kurtyny wodne. Widziałem jak dzieciak autentycznie przestał się wstydzić pluskać z obcymi; to najpiękniejszy bonus.
Wejście w tygodniu rano kosztowało mniej niż niektóre obiady na deptaku. Warto sprawdzić parki wodne przez strony zniżkowe, czasami wpadają kombinacje rodzinne albo tańsze wejścia przed południem.
Słowo lokalsa: termy naprawdę odpoczywają, nie tylko męczą. Pachnie świerkiem przy Małej Łące i nawet dzieciom robi się spokojniej po godzinie.
Choćby nie wiem jak przygotować dzień, trzeba pamiętać: zwierzęta najaktywniejsze są rano. Pokazy karmienia to widowisko z efektem "łał", szczególnie przy dzikich kotach czy fokach. Tylko lepiej wcześniej kupić bilety, bo takie wydarzenia bywają wyprzedane.
Dodatkowo mini-zoo są łatwiejsze do ogarnięcia logistycznie, zwłaszcza jeśli chce się być tylko pół dnia. Są też automaty z jedzeniem dla kóz, a to… chyba jedna z rzeczy, która bawi każde dziecko niezależnie od wieku. Za niektóre atrakcje pobierana jest drobna opłata, ale większość zmieści się w 50 zł. Warto obejrzeć oferty na bilety; czasem można trafić dzień specjalny, z przewodnikiem albo niespodziankami.
To nie dla każdego. Większe dzieciaki, szczególnie takie ponad 8-lat, łapią radość z prędkości, ale mniejsze mogą spanikować. Fajnie, że w Ustroniu są miejsca, gdzie można sprawdzić gokarty w wersji junior i nie płaci się majątku za kilka okrążeń. Czekaliśmy 20 minut, ale potem młody miał przejeżdżkę życia.
Dla pewności warto zerknąć na gokarty w grupowych zniżkach, część ofert ma pakiety na dwie osoby, więc można jechać razem. Ciepła bryza spod Czantorii plus ryk silników? Dzieciak miał dziki uśmiech na twarzy, i to wystarczyło.
Są dni, kiedy nie trzeba hałasu, tylko skupienia. Niektóre dzieciaki lepiej reagują na plastelinę niż piłki. Choć warsztaty brzmią jak plan dla rodziców, to indywidualna uwaga prowadzącego robi wiele. W sali pachniało kredkami, było cicho i ciepło.
Dla dzieci między 5 a 10 rokiem życia takie zajęcia to nie tylko twórczość, to rozciąganie umysłu i chwila oddechu. Koszt kilkudziesięciu złotych, a efekt to obrazek, który idzie potem w ramkę do pokoju. A jak się uda? Można zapisać się wcześniej na podobne zajęcia z rabatem.
Jeśli wyjście ma być naprawdę dobrze zapamiętane, wszystko rozbija się o dobry moment, poranki są najlepsze, zwłaszcza kiedy dziecko dobrze spało i nie ma tłumów. Rano na Równicy najlepiej, ale lepiej mieć też plan B w schowku. Pakować plecak i nie przesadzać z analizą.
Co robić z dziećmi w weekend w Ustroniu? Najlepiej ruszyć kolejką na Czantorię i zejść pieszo. Po drodze są leśne place zabaw i zagroda z danielami. Na dole warto zajrzeć do Leśnego Parku Niespodzianek, gdzie sarny chodzą między ludźmi, a sowy kręcą głową jak z kreskówki. Rodziny z wózkiem znajdą trasę na Równicę bez schodów.