Nie chodzi o to, by tylko „zająć" dzieciaki na kilka godzin. Chodzi o zaangażowanie ich świata wyobraźni, najlepiej w taki sposób, by zapamiętały: wspólne tworzenie, coś dotykowego, coś do opowiedzenia później. W świętokrzyskim da się znaleźć przestrzenie, które są bardziej niż tylko kolorowe dają pole do eksperymentu, teatru, pierwszego własnoręcznego dzieła. Trzeba tylko wiedzieć gdzie się rozglądać poza oczywistościami.
Twórcze miejsce to nie zawsze droga stolarka czy wielka sala multimedialna. W świętokrzyskim są pracownie, które pozwalają dzieciom dotknąć gliny, stworzyć własne teatrzyki cieni czy po prostu.. pomalować gigantyczną kartonową rakietę. Największy efekt dają miejsca, gdzie dzieci mogą coś zostawić po sobie. A jeszcze lepiej, gdy to nie kosztuje fortuny. Niektóre warsztaty mają systemy zniżek przy wcześniejszej rezerwacji, więc warto sprawdzić czy Groupon nie dorzuca akurat tanich biletów.
Szczególnie dobrym tropem są weekendowe spektakle rodzinne coraz częściej z muzyką na żywo albo elementami, gdzie dzieci same biorą udział. Interaktywne teatry dziecięce (nawet te objazdowe) bywają bardziej przystępne cenowo niż kino czy sala zabaw. Jeśli repertuar wygląda „nietypowo" to znak, że będzie fajnie. Dzieci lubią, gdy coś się dzieje z nimi, a nie tylko przed nimi.
Mini safari w świętokrzyskim to nie może być tylko „zobaczyć kozę przez ogrodzenie". Są miejsca, gdzie dzieciaki mogą karmić zwierzaki z ręki (oczywiście pod opieką), słuchać ciekawostek albo pomóc w porze karmienia. Gdy rano pachnie sianem, a słychać gdakanie z bliska nawet 5-latek od razu wchodzi w tryb odkrywcy. Tylko jedno: poranek to najlepsza godzina. Zwierzaki są wtedy najbardziej aktywne i mniej tłoczno na małych placach edukacyjnych.
Najczęstsze wpadki? Przeładowanie dnia. Podstawowa zasada: jedna atrakcja z efektem WOW na dzień w zupełności wystarczy, a resztę niech wypełnią luz i drobiazgi. Dzieci nie potrzebują pełnych kalendarzy potrzebują momentów „wow, patrz!" albo „zrobiłem to ja". Warto zostawiać przerwy na coś niezaplanowanego albo w razie nagłego deszczu klasyk: hala z trampolinami na promo.
Druga rzecz: nie każde miejsce pasuje do każdego wieku. Maluch nie zapamięta sensorycznej instalacji dźwiękowej, jeśli właśnie myśli o jedzeniu. A dwunastolatka może się nudzić w drewnianym domku dla skrzatów. Dobry research to podstawa zagadki manualne, teatr cieni, może coś z animacjami? To, co ciut inne niż standardowe parki zabaw.
Nawet największe parki z karuzelami mogą dać coś wartościowego, jeśli pojawi się rytm: wejście rano (przed szczytem), 2–3 wybrane strefy, snacki w plecaku. Nie chodzi przecież o rekord przejazdów, tylko o kilka momentów z okrzykiem zachwytu. I tak, bilety dla niższych dzieci często są darmowe. A w dni robocze poza sezonem bywają bardzo korzystne pakiety rodzinne.
Kiedy na twarzach pojawia się cień pyłu po malowanej tkaninie z farb naturalnych albo dzieci krztuszą się ze śmiechu, próbując naśladować odgłosy zwierząt, wiadomo, że atrakcja spełniła swoje. Nie chodzi o perfekcję, tylko o coś namacalnego. Niedziela na Łysej Górze obowiązkowa? Może. Ale czasem lepiej wybrać coś mniejszego, lecz bardziej „dotykalnego".
Jeśli plan się posypał, nie szkodzi. Deszcz? Idealnie na planszówki i pierogi z lokalnej knajpki. Albo spontaniczny Babski wieczór w Domu Kultury z dziećmi-przyjaciółkami na teatrzyku cieni. Grzane pod kocem przy Rynku też zrobi robotę.
Gdy pada w świętokrzyskim, warto schować się w Centrum Nauki Leonardo da Vinci w Podzamczu. Dzieci mogą tam dotykać, kręcić, zgadywać i testować. Wnętrze jest duże i jasne, więc nikt nie czuje się przytłoczony. W Kielcach dobrą opcją jest też Energetyczne Centrum Nauki z kosmicznymi instalacjami, które działają nawet w szare poniedziałki.